
robię, bo wypadaloby....
mam net... od dziś, na szczęście....
choć już prawie zdążyłam sie przyzwyczaić do jego braku. żeby nie byłby mi potrzebny do pisania, to zrezygnowałabym, rozpraszacz zostałby zlikwidowany....
z jednej strony chciałabym wam napisać cos wiece, z drugiej....jestem wciąż bardzo rozbita...
poprzedni weekend... przyjazd Tatty rano i te wieści.... straszne...
i szkoda , bo w sumie ten humor nei był tak jak powinien byc a przeciez miałam goscia. Ania była 2. w-wskim gosciem - i takei własnie dwie niespodzianki dowiozłam do Ooopsie :) (po drodze znajdujac calkiem przypadkiem Malwine ;p ) wieczor z mini spotkanka zrobil sie calkiem sporym skupiskiem glamourowych i nei tylko bab + Marcelaa Bzowego :)
symaptycznie. choc mi jakos nie było tak wesoło jak zwykle...
Asia pojechała w poniedziałek...
Ja na mszę za Naszego rektora pojechałam.... ale nei chce o tym pisac.
napisalam dokladnie 38 stron MGR, zaniosłam pani promotor, ale ona nie sprawdza prac,jak wiekszosc normalnych wykladowców... ona czyta je razem ze studentami.... wiec ogolnei czasu ani ona ani ja nie mialysmy. wiec tyle ze sobie przynioslam te dzielnie wydrukowane przez moja drukareczke madrosci...
wczoraj pojechałam do arkadii , chcialam cos sobie kupic na poprawe humoru - nie podobało mi sie NIC... a to juz niedobrze....
Potem byłam w kinie na Allenie " Co nad kręci, co nas podnieca" - no i na chwile sie wyluzowalam, posmialam... fajne , lubie jego humor ;)
nie wiem, co pisac wiecej....
Foty z metra,jak wracałysmy od Kasi, Ja z Tatty, Ania z Malwiną :)
Całuję;*