Sesja sesja i po sesji...
Ferie ferie i po feriach Czas w Norwegii - jak zwykle minął szybko, to niekoniecznie aż w tak miłej atmosferze jakbym sobie tego życzyła.
To miejsce zmienia ludzi, nie wiem, czy wszystkich , ale Polaków na pewno i to niestety nie są zmiany na lepsze. Ludzie tracą poczucie własnej wartości, na rzecz jakichś chorych wyimaginowanych cudzych wizji, stają się sobie obcy, złośliwi, zazdrośni, przebiegli i podli. Smutne... Nie rozumiem tylko po co, czy tak ciężko być sobą? Człowiek człowiekowi wilkiem... nie trzeba wojny, by te slowa znów stały się aktualne. Wystarczy wyjechać za granicę, gdzie Polak Polaka prędzej uśmierci niz mu bezinteresownie pomoże.
Nie myślę o sobie, bo mnie spotkało wiele dobrego i mam nadzieję,ze jeszcze spotka, bo trafiam zwykle na dobrych ludzi. choć czasem niestety i moja intuicja zawodzi... ale porażki są wpisane w nasze życie i uczymy się na błędach. Ja swoje wiem,ze nadal będę popełniać, bo natury swojej nie zmienię i cały czas będę wierzyc w ludzi. Może naiwnie...

beznadziejny był ten początek... wiem... ale musiałam :)
gdy doleciałam do Oslo - było 0 st. - nieprawdopodobne jak na Norwegię i tę porę roku ;) sielanka na pograniczu temperatur ujemnych i dodatnich trwała krótko - może 2 dni. Po czym powrócił poczatkowy nie za mocny, koncowo - bardzo konkretny , bo siegajacy -30 stopni mróz! Chciałam zimę, to dostałam;p no ale na to norweskie cudowne, nawet mrozne słońce - czekałam prawie miesiac, bo styczen w w-wie był okropnie szary i ponury! bleeeh!
Były zakupy małe - bo niestety promocje zimowe były na wyczerpaniu ;] ale udało się upolować kurteczkę w Esprit :) bo kurtki ciepłej i porządnej szukałam dość długo, ale oczywiscie bez rezultatów. ta nie jest szczytem marzen, ale huk - nie mogłam jechać na skoki w płaszczyku ;p
ogólnie czas spędzony bardzo sympatycznie - spotkania towarzyskie, co wieczor drinkowanie, kilka imprezek, dużooo jedzenia (Ulu kulka powróciła do kraju;p) - naprawde kocham to miejsce:)

Skoki - jak zapewne niektórzy oglądali - udane, zwłaszcza drugiego dnia, gdzie Nasz Malyszek był 3. Ja byłam niestety w sobotę. Niestety , bo było ponad -20 st. nie dało sie wytrzymać tam na górze chocby godziny.. niestety.... Zobaczyłam Mamucią skocznię, jednak warunki pogodowe odebraly wszelką frajde z wyprawy do Vikersund. i nie było mojego ulubionego Kofflerka, wiec lipton;p a jeśli za rok znow sie pojawię - tylko Lilehammer - tam to jest najlepszy klimat;]
a teraz trzeba wrócić do normalności... w koncu ogarnac sie i zacząć dzialac... zwłaszcza w kwestii doktoratu, bo mnie mój promotor przechrzci;p hehe
Ściskam mocnoo Kochane moje :*
myśle, że Kićka mnie zmotywowała do powrotu tutaj :P
:* Wasz Fluk!